Przed wizytą na Kujawach, był w Madrycie, gdzie realizuje najnowszy film. Choć niektórzy obawiali się, jaki będzie w bezpośrednim spotkaniu, oczarował wszystkich. Reżyser Krzysztof Zanussi spotkał się z mieszkańcami w inowrocławskim muzeum.

Ma już ponad 80 lat, ale swoją witalnością zaraził niemal wszystkich, którzy uczestniczyli w spotkaniu. Wychodzący ze spotkania mieszkańcy podkreślali, że choć niektóre jego opinie były bezkompromisowe, to solidnie je argumentował.Tak mocno skrytykował choćby duchowieństwo, gdy prowadzący spotkanie Łukasz Oliwkowski zagaił je od wątku filmu „La Strada”.

- Kilka lat temu odbyła się konferencja Episkopatu, gdzie poproszono mnie, żebym opowiedział coś o kulturze i kościele. Wziąłem wtedy „La Stradę” i przypomniałem bardzo mądry fragment, w którym padają słowa „Wszystko jest po coś”. Ale później było już mniej przyjemnie, bo przypomniałem, że Watykan potępił ten film. Jeśli dziś biskupi pytają skąd ten rozdźwięk między kulturą a kościołem, to wskazuję placem i mówię, że wasi poprzednicy tak postępowali, a wy często postępujecie podobnie i później dziwicie się, że dialog z kulturą jest taki trudny – wspominał reżyser.

Gość inowrocławskiego muzeum przyznał, że często jest dręczony pytaniami, co chciał powiedzieć w danym filmie.

– Autor nigdy tego nie wie. Na tym polega cały mechanizm tworzenia, że my nie planujemy tego według algorytmu. Twórczość, taka prawdziwa, która jest odkrywcza, jest odkrywcza również dla autora. On sam nie wie, co z tego wyjdzie. To samo zdanie wypowiedziane przez aktora znaczy różnie, bo zależy od tego jaki on ma wyraz, jaką ma twarz. To wszystko jest płynne. To zresztą jest cudowne, że każdy z reżyserów czy pisarzy dziwi się, że napisali coś, czego nie wiedzieli wcześniej. Artysta naprawdę nie wie, co mówi i wtedy jest szczery. A jak już sobie coś założy, to jest propagandystą, wtedy zaczyna propagować idee – podkreślał filmowiec.

Krzysztof Zanussi opowiadał też o wizycie u Jana Pawła II w ostatnim roku jego pontyfikatu, gdy przyjechał z grupą tańczącą hip-hop. Początkowo Watykan nie zgodził się na wizytę argumentując, że „to niestosowne, żeby zawracać głowę papieżowi chłopcami kręcącymi koziołki na głowie”.

- Mając możliwość napisania prywatnego listu wiedziałem, że jest motyw mogący tę decyzję zmienić. Jan Paweł II był bardzo ciekawskim człowiekiem w tym najprostszym znaczeniu, był ciekaw świata. Więc napisałem, że ci ludzie tańczą na ulicach metropolii całego świata, ale z okien Pałacu Apostolskiego ich nie widać. No i zgodzili się, więc przyjechaliśmy, a młodzi rzeczywiście kręcili koziołki na głowach. Papież, choć był już na wózku inwalidzkim, był tym występem bardzo ujęty, naprawdę mu się to podobało. Powiedział im wtedy coś bardzo ważnego: „Po co wy to robicie? Co wam przyświeca? Jeżeli czerpiecie z tego korzyści materialne, albo chcecie być sławni, to jest już sztuka trochę skażona. Bo sztuka prawdziwa służy pięknu i niczemu więcej. Sztuka zaprzęgnięta do jakiejś idei, to już nie jest sztuka czysta.” To było bardzo radykalne – wspomina reżyser.

Wątek papieski był zresztą poruszany bardzo często podczas spotkania, choćby w związku z filmem „Z dalekiego kraju”, będącym biografią Karola Wojtyły. Otóż Krzysztof Zanussi zabawnie sprawdzał, jak Ojciec Święty reaguje na niektóre wątki.

- Siedziałem podczas projekcji obok papieża, który oglądał film na swoim podniesionym fotelu i nie patrzyłem na film, bo znałem go na pamięć, ale na jego nogę. Ona reagowała na różne rzeczy, które pewnie nieświadomie go poruszały. Tam jest szereg epizodów z udziałem statystów, którzy byli jego przyjaciółmi lub którzy z różnych powodów bardzo chcieli, żeby on ich zobaczył. Później mogłem powiedzieć, na czyj widok noga się poruszyła – śmiał się.

Krzysztof Zanussi mówił też o kulturze masowej. Tak jak on to potrafi, z humorem, bo bardzo chciałby umieć robić fikołki na głowie jak hip-hopowcy, ale też bardzo retrospektywnie.

- Dla mojego pokolenia szczególnie koniec lat 40. i początek 50. to był czas takiego totalnego załamania się świata, w którym byliśmy wychowywani. Wcześniej był świat, w którym była hierarchia wartości, były rzeczy wyższe i niższe, były przeżycia głębokie i płytkie. To wszystko za komuny zostało zakwestionowane i rodziny inteligenckie, takie jak moja, były spychane w dół. Ale to powodowało reakcję. Bo czym mogliśmy się wyróżniać, zdegradowani materialnie? Wyłącznie kulturą. Mój ojciec starał się zawsze mówić starannie, żeby przypadkiem nie wylądować w tej kategorii, która była naszą zmorą – przy budce z piwem. To wyrobiło stosunek, dość arogancki w gruncie rzeczy, do kultury masowej. Bo to było to, w co można było się stoczyć. Gdy ktoś jada u McDonalda, to nie powinien chodzić do dobrej, francuskiej restauracji, bo szkoda tych potraw. Tak samo jak się od marnego jedzenia odkłada część trucizn z kręgosłupie, tak samo w duszy odkłada się słuchanie disco polo, czytanie durnych książek czy oglądanie równie durnych seriali argumentował reżyser.

Były też pytania o współczesne polskie kino i jego kondycję. Krzysztof Zanussi nie chciał być recenzentem, gdyż podkreślił, że jest w końcu jego uczestnikiem.

- Jest dynamiczne i dużo się dzieje. Jedne rzeczy mi się podobają, drugie nie. Cieszy mnie, że są takie filmy, które elektryzują publiczność jak „Kler”, które powodują, że 5 milionów ludzi ten film ogląda, z wyjątkiem przewodniczącego episkopatu, który powiedział, że trzeba na głowę upaść, żeby ten film zobaczyć, a uważam to za dowód głębokiej arogancji i bardzo mi wstyd za tę wypowiedź. „Kler” to nie jest film, który lubię, ale to jest jednak poważna wypowiedź w poważnej sprawie – ocenił reżyser.

Na spotkaniu pojawił się też wątek bardzo popularnego w ostatnim czasie kina internetowego. Krzysztof Zanussi okazał się „elastycznym tradycjonalistą”.

- Oczywiście, że wolę czarną salę kinową i ciszę oraz pełną, stuprocentową uwagę widza. W tym drugim przypadku mam 50 procent uwagi, bo resztę zajmuje kot, telefon, herbata, wszystko co towarzyszy oglądaniu. Więc mam gorsze warunki i nie mogę liczyć na to, że zostanie to uważnie obejrzane. Ale lepiej nieuważne, niż wcale. Gdy widzę, że ktoś ogląda w telefonie komórkowym mój film, to mam ochotę go ucałować, mimo że robiłem go dla lepszych warunków projekcyjnych – przyznał.

Za wspaniałe spotkanie wybitnemu reżyserowi podziękowali starosta Wiesława Pawłowska, sekretarz Aleksandra Szubarga i dyrektor muzeum Marcin Woźniak. W spotkaniu uczestniczyli też wiceprzewodnicząca Rady Powiatu Alicja Przybylińska, radni Jolanta Mrówczyńska, Leszek Sienkiewicz, Wojciech Klimaszewski i Edmund Mikołajczak oraz przewodnicząca sejmiku wojewódzkiego Elżbieta Piniewska.