To jeszcze hipoteza, ale może znajdzie się sensacyjne wytłumaczenie wielkiej dziury w kruszwickim zabytku, w którym prace prowadzili archeolodzy. Setki lat temu w kamiennym murze wyrwano kilka kamieni i tak powstała wnęka o metrowej głębokości.
W popularnym serialu młodzieżowym "Samochodzik i Templariusze" jest scena, w której ktoś zatrzaskuje głównego bohatera, granego przez Stanisława Mikulskiego, w lochu malborskiego zamku, będącego niegdyś skarbcem Krzyżaków.
Na ślad skarbca, choć mniejszego, mogli natrafić archeolodzy, którzy przez ostatnie tygodnie prowadzili wykopaliska we wnętrzu Mysiej Wieży.
Otóż kilkaset lat temu, przed wielkim pożarem, który strawił część obiektu, w kamiennym murze wieży nieznani sprawcy wybili dziurę, wyrywając kilka kamieni i tworząc wnękę głębokości prawie metra.
- To coś zupełnie zagadkowego. Czy ktoś próbował coś ukryć w zamkowym lochu, a może to Szwedzi szukali zamkowych skarbów, lub planowali wysadzić wieżę i przygotowali miejsce na ładunek prochu? Ślad nieudanej ucieczki? Nie wiemy! - snuje rozważania dyrektor Muzeum im. Jana Kasprowicza Marcin Woźniak.
To pod jego kierownictwem ekipa archeologów penetrowała wnętrze zabytkowego obiektu. Ci, którzy zeszli na jego dno, mogą czuć się jedynymi w swoim rodzaju. Otóż w XX wieku na Księżycu było zaledwie 12 osób. Na dnie Mysiej Wieży od momentu jej eksploracji zaledwie pięć.
O ile jednak z Księżyca można zobaczyć pewnie sporo kosmosu, to z wnętrza ciasnej "studni" niewiele. Archeolodzy w czasie ostatnich prac minęli warstwę pożarową, natrafiając na liczne elementy żelaznego osprzętu ciesielskiego wieży: gwoździe, haki, kotwy.
W obrębie wspomnianej warstwy pożarowej znaleziono liczne fragmenty naczyń glinianych. Na niektórych szczęśliwie utrzymała się barwna polewa i zdobienia. Są to przede wszystkim fragmenty dzbanów i garnków, patelni oraz naczyń do picia - kubków i pucharów.
- Są jeszcze fragmenty naczyń szklanych i to wyłącznie pucharów i szklanic, co dowodzi, że spożywano tam wino i piwo - mówi Marcin Woźniak. - Są także fragmenty przepalonych kości zwierzęcych, ślady posiłków załogi zamku, ale i drobne kostki mieszkańców wieży gryzoni, nietoperzy i gniazdujących ptaków. Jakich? Odpowiedź dadzą badania archeozoologiczne - dodaje.
Natrafiono także na trzy rodzaje kafli piecowych. Dwa zdobione ornamentem renesansowym - zielone i jeden zdobiony biało-niebiesko czyli klasycznie dla XVII w. Wśród kości, co zaskakujące, są także szczątki ludzkie - świadectwo tragedii, która zdarzyła się w wieży w chwili pożaru czyli 18 czerwca 1657 r.
Odnaleziono także jedna monetę - szeląg ryski Zygmunta III Wazy z końca XVI w. co dziwi badaczy, nie natrafiono na żadne typowo wojskowe ślady. Jest tylko mała kłódka, narzędzie przypominające kilof oraz okucia obcasów butów i może te ostatnie to pozostałości rajtarskich buciorów do jazdy konnej.
Badacze nie osiągnęli jeszcze dna wieży, choć pracowali na głębokości 13,90 m od wejścia na wieżę, co w przeliczeniu daje poziom około 3 metrów poniżej dzisiejszego dziedzińca.
Dalsze działania wymagają konsultacji z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. Miejsce jest i pewnie nadal pozostanie niedostępnym.
- To niesamowite, że w sercu powiatu znajduje się tak tajemniczy obiekt, którego zagadki cały czas pozostają nieodkryte. W przyszłości w muzeum a może i w Kruszwicy zaprezentujemy odkryte przedmioty i przedstawimy wyniki badań! - zapowiada Marcin Woźniak.
- Badania archeologiczne dotyczyły najbardziej rozpoznawalnego zabytku Powiatu Inowrocławskiego i służyły promocji regionu. Cieszę się, że dzięki takim pracom mieliśmy możliwość poszerzania wiedzy i historii o naszym regionie. Każde znalezisko stanowi zagadkę do rozwiązania, cenny i unikatowy eksponat. Efekty pracy zawsze w takich miejscach zaskakują. Sama miałam przyjemność zobaczyć jak te prace przebiegały. Stanowiły nie lada wyzwanie dla naszych archeologów. Gratuluję im rzetelnie wykonanego zadania – mówi Starosta Inowrocławski Wiesława Pawłowska.
Artykuł ukazał się w Tygodniku Informacyjnym Powiatu, Miast i Gmin 6 listopada 2020 r.